miszmasz

Panny wokół ciebie, nabrzmiałe głodem życia, znają smak szampana w Nowym Jorku. A ty znasz smak cynamonu, i tylko smak cynamonu, choćbyś marzyła o krajach, w których rosną drzewa cynamonowe. Nie otwierasz atlasu, jesteś nim, dźwigając niebieskie sklepienie na swoich barkach. W końcu różnie bywało. I znasz smak adrenaliny, która powoduje, że choć usypiasz nad klawiaturą, nie zaśniesz, bo boisz się, że jeśli się położysz, już nigdy nie wstaniesz. Czy są ludzie, którzy wstają niezmęczeni? Zasmakowałaś tylko przynależności, która zawsze się po ciebie upomni. Czy jesteś z nimi zżyta? Nie, z owsa, i z każdego innego zboża, które rodzi grube, złote warkocze. Kombajn warkocze. Jesteś ziarnem, którego nie odsiano od plew. Kłosy wyrastają z twojej czaszki.

Nigdy nie poleciała w kosmos, może poza tym jednym razem, kiedy mogła się zakochać szczęśliwie
w samej sobie. Jest robakiem żywiącym się prochem niewiedzy o świecie. Starania spełzły na niczym i pełzną po gruncie rzeczy, jak najpodlejsze ze stworzeń. Ptaki antropomorfizują się w jej snach. Więc teraz tatuuje dwugłowe cielę na swojej łopatce, by gdy umrze, rozróżnili ją w morzu ciemnych blondynek o niebieskich oczach, których smutek przestał być cechą charakterystyczną.

Diabeł nosi czarny półgolf i gra na szyjach żółwi jak na przyciskach kalkulatorów. A ona będzie zbawiona, gdy powie: „nic mnie to nie obchodzi” bez cienia sylwetki kłamstwa. Są ludzie, których nie można określić żadnym epitetem, ale i każdym, jeśli w stopniu najwyższym. Do nikogo nie masz tak dużo pytań, jak do siebie. Nigdy nie porozmawialiście szczerze.

Patrzy spod półprzymkniętych powiek. Oszukują ją jej własne instynkty, a przecież to wszystko nie tak. Ostatecznie nie zrobiła nic złego. Wymarzyła sobie dom, w którym będzie mogła do woli trzaskać drzwiami i wychodzić, by zawsze móc wrócić. Wymarzyła sobie ramię, na którym zawsze będzie mogła się oprzeć. Kiedy śpi wygląda jak własna matka, a kiedy wstaje – jak najmłodsza siostra jedynaczki. Wymarzyła sobie zachwyt, którym nie będzie się z nikim dzielić.

Przekroczyła wiele granic, przecięła wiele cudzych dróg i przynosi innym pecha. Wszystkich ludzi, których spotyka coś złego, łączy to, że znają ją. Albo przynajmniej ona zna ich, bo czuje się, jakby nosiła w sobie nieskończone pokłady nieszczęść.

Powiedziała wiele rzeczy, ale już nawet nie wie, o co jej chodziło, bo chodzi zbyt wiele i zbyt szybko. Zawsze bardzo szybko chodziła, a teraz, gdy świat przyspieszył, ona wraz z nim. Biega. Po zarośniętym błocie zamkniętej mierzei, omijając gniazda lęgów poprzednich pokoleń. Nic więcej niż kilka zagłębień w piasku, mniej niż odcisk stopy. Udaje dziewicę-upiora z jakiegoś słabego dramatu, w którym też nic nie wiadomo.

— Kurwa! — zawsze miała w sobie wiele uroku, więc może go teraz rzucić. Jej uśmiech tak krzywy, że nawet nie ekstrapoluje, bo znalazła się poza zakresem i nie dopasuje się do przyszłości. Księżyc wyszedł zza chmur jak uzależniony z odwyku czy nieuleczalnie chory z eksperymentalnej terapii. I świeci ukochanym blaskiem, chociaż odbitym. A ona nigdy nie była nawet księżycem, więc nihil novi sub sole. Woli pozostać w cieniu. Kazali jej wyjechać na wakacje, a przecież dopiero co nauczyła się, że nie chce się rumienić.

Okoliczności zbiegły się jak świadkowie tłoczący wokół nieprzyjemnego wydarzenia i nie dzwonią po pomoc. Powiedział jej, że to wszystko nie ma sensu. Ale dzwonią dzwony. Gdy wychodzi o pełnej, słyszy dzwony kościoła, które biją wniebogłosy. Jedno uderzenie jest nieczyste i jako siła nieczysta opóźnia inne. A ona w tych dzwonach słyszy karetkę, która odjeżdża pusta, i filharmoników strojących altówki, i głos kogoś, z kim dawno nie rozmawiała.

Zdania były podzielone między ich dwoje. Dualizm ich niepoznania wynikał z tego, że dla niej było za późno, a dla niego za wcześnie. Cofając się w czasie, rozminęli się. Dla niej historia się kończyła, dla niego dopiero zaczęła. To wszystko było bardzo dawno i bardzo nieprawdą, bo, jak już wspomniała, szybko chodzi. Plastyczna jak pierwszy śnieg, rozproszona jak światło we mgle. Wkłada zmrożone rękawiczki i płynie pod prąd, jak kropla na powierzchni. Zawsze pod górę.

Kocha ludzi, którzy są zbyt materialni, by można ich było zrozumieć, i zbyt żywi, by mogła znieść ich kochanie.



Żyje jak w bajce. Walczy z potworami.







Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

szybko i dalej

klimat się ocieplił